Choć w liście otwartym fundacji "Zwolnieni z teorii" przeczytamy słuszne postulaty, to nie jestem totalnie ZA argumentacją, że polska szkoła wyzuta jest z kompetencji miękkich a stawia wyłącznie na kompetencje twarde, czyli na to, co i tak potrafi AI.
![]() |
Robot z kampanii "Otwarci na zmiany" fundacji "Zwolnieni z teorii" |
Fragment listu: "Choć od ćwierć wieku człowiek może w sekundę znaleźć dowolną informację, dalej spędza dwie pierwsze dekady życia wkuwając na pamięć. Rozwój sztucznej inteligencji tylko potęguje rozdźwięk między szkołą a rzeczywistością. (...) Chcemy, by młodzi obywatele byli spełnieni i kompetentni, gotowi do rozwiązywania problemów XXI wieku. To oczywiste, że powinni rozumieć najważniejsze prawa rządzące światem m.in. przyczyny wojen, fotosyntezę, grawitację i procenty. Jednak do rozwiązywania problemów współczesnego świata potrzeba jeszcze kompetencji pozwalających tę wiedzę wykorzystać. Potrzebujemy w szkole miejsca na tzw. kompetencje przyszłości, w których technologia nie zastąpi człowieka, m.in. współpracę, sprawczość, innowacyjność, komunikację, krytyczne myślenie i empatię. Dlatego apelujemy o pilne zrównoważenie proporcji między wiedzą a umiejętnościami. Trochę mniej teorii, więcej praktyki. Apelujemy o realny czas w szkole na aktywności, które umożliwią uczniom rozwijanie kompetencji przyszłości" (całość: otwarci na zmiane.pl).
Docenić teorię
Ale wiecie co? Okazuje się że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W szkole uczyłam się nie tyle na pamięć, co własnego, indywidualnego systemu uczenia się polegającego na skojarzeniach. W ten sposób niejednokrotnie łączyłam wiedzę ze skrajnie różnych dziedzin. W liceum i na studiach przekonałam się, że system ten trenował moją kreatywność, ostrzył inteligencję i analityczny sposób myślenia, pozwalał mi przekuwać wiedzę (teorię) w mądrość (wykorzystywać teorię w praktyce). Trenowałam obie półkule równolegle - byłam "szóstkowa" z matmy i informatyki, ale równie mocno kręcił mnie polski i kreatywne pisanie. Czasami olewałam to, z czego nie byłam dobra, pozostając na średnim poziomie, natomiast mocno wkręcałam się w to, co szło mi świetnie. Mało tego, wychodziłam z tymi talentami poza mury szkoły - nikt mi nigdy tego nie zbraniał. Ba! Same szkoły biorą udział w wielu projektach - współprace z lokalnymi mediami dla profili dziennikarskich (wspominam najlepiej!), z sądami dla profili prawniczych itp. Wielu nauczycieli docenia dodatkowymi ocenami celującymi aktywność pozaszkolną wpisującą się jakoś w dany przedmiot. Domyślam się, że wielu jest również takich, którzy tego nie robią, bo stety niestety nie muszą.
W szkole nie ma lekko. W życiu często jest podobnie. Nawet taki brak gratyfikacji i brak motywacji zewnętrznej, może wzmacniać naszą motywację wewnętrzną.
Kompetencje przyszłości to kompetencje miękkie
...i twarde!
Kluczowe kompetencje miękkie to: praca zespołowa, empatia, zdolność do rozwiązywania problemów, kreatywność… Myślę, że mocno generalizujemy, kiedy mówimy, że dzisiejsza szkoła ich nie rozwija. Co prawda, placówka placówce nierówna. Ponadto to od poszczególnych nauczycieli zależy w jakim stopniu je wprowadzają, bo można to robić NAPRAWDĘ na każdej lekcji, wykorzystując metody nauczania inne niż wykład, najlepiej z minimalnym udziałem technologii. Trzeba natomiast chęci nauczycieli. Zresztą szkoła to złożona społeczność! Wielu uczniów uczy się kompetencji miękkich nawet na przerwach i “przy okazji”.
Pojawia się też pytanie: do czego nam kompetencje twarde, skoro ma je sztuczna inteligencja, czekająca tylko na nasze rozkazy? Pomyślmy 🤔: kompetencje twarde to specjalistyczna wiedza, znajomość języków, w tym własnego ojczystego i ta teoria, której często jedyne zastosowanie w praktyce jest takie, że jednak “trenuje” nasze mózgi (bo jak wiecie ze szkoły, 🧠 jest niczym mięsień - nieużywany zanika i ma to wpływ na nasze zdrowie…). Poza tym taka nauka dyscyplinuje nas a samym talentem bez dyscypliny często niewiele ugramy. To chyba jednak daje nam całkiem dużo, co nie? Na pewno więcej niż dobre oceny i wykształcenie jako takie.
A i dumna jestem z ludzkości, że nadal chcemy mieć wiedzę nie tylko w smartfonie, ale i w głowie, że nie chcemy być głupsi niż sztuczna inteligencja - w mniejszym lub większym stopniu, ale jednak 😏 Podobnie, że rozumiemy jak działa kalkulator i że gdyby nam się tylko chciało sami potrafilibyśmy podzielić 26754 przez 8.
Dlatego właśnie NIE uważam, by szkoła wymagała jakiejś gruntownej rewolucji, raczej zmiany w rejonach docenienia i motywowania zarówno uczniów, jak i nauczycieli do "wałkowania materiału" innowacyjnie (w tym więcej metody "zielonego ołówka") oraz realnej chęci współpracy rodziców - to właśnie te kwestie w wielu placówkach kuleją.
Jako nauczyciel i edukator medialny jestem za kompetencjami miękkimi. Jestem również w tym samym stopniu za kompetencjami twardymi, coby nas kiedyś ta czasami jednak halucynująca sztuczna inteligencja nie wyprowadziła w las. Jestem za podręcznikami, długopisem i notesem, ale również, (choć najlepiej dopiero u młodzieży i to nie zawsze) za umiejętnym wykorzystaniem chata GPT i innych modeli językowych AI. Nie jestem przeciwna wykładom, ale jestem przeciwna wyłącznie wykładom. Jestem za burzami mózgów, improwizacjami, dyskusjami, odwróconymi lekcjami, grami, kolażami i wieloma innymi aktywizującymi metodami pracy. Za pracą indywidualną i za pracą w grupach a nawet za wequestami ze smartfonami (sic!). Za wszystkim, dzięki czemu rozwija się i kompetencje twarde i miękkie - w końcu te drugie odróżniają nie tylko uczniów, ale i nauczycieli od robotów 😊